Tylko nie mówcie, że nikt nas nie ostrzegał. Już w latach sześćdziesiątych socjolog Herbert Blumer pisał o negatywnej konsekwencji adaptacji setki stylów na raz. Zresztą, zjawisko to nie przypadkiem nazwał „Wieżą Babel”. Miało sygnalizować chaos. Początek XXI wieku stoi bowiem pod znakiem współistnienia wielu tendencji, nierzadko przeciwstawnych, o czym można przekonać się podpatrując polskie podwórko mody.
Moda z Krakowa
Idealnie w tą konwencje wpisuje się Cracow Fashion Awards, czyli pokaz dyplomowy studentów Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru. W tym roku było do oglądnięcia 50 kolekcji, a każda udowadniała, że źródłem inspiracji może być cokolwiek: ostrygi, harcerze, Don-Kichot, latawiec, czy nawet śmierć z meksykańskiego święta zmarłych oraz panny żałobne. I wcale nie trzeba być konsekwentnym. Stroje tworzące kolekcje mogą być zestawione od „sasa do lasa”. Bo właściwie czemu nie? God bless contemporary art! – aż chce się krzyczeć, bo przecież celem sztuki już nie jest rozkosz estetyczną, poczucie posłannictwa, czy nawet wyczucie rynku. A jedynie racjonalną teorią wydawać mogłaby się koncepcja stworzona przez profesora Mieczysława Porębskiego o „granicach współczesności”, gdzie (w przypadku mody), interpretację współczesnych trendów należy osadzić w kontekście przeszłości.
Jednak prawdziwym cesarzem na złotym rydwanie (a raczej szklanym, bo to szkło stanowiło motyw przewodni kolekcji) okazał się Łukasz Stachowicz, który swoją wygraną przerwał hegemonię kobiet w konkursie. A co ważniejsze, utkwił w pamięci widzom, a raczej przyprawił o zawrót głowy zapachem rozdawanym przed pokazem. Każdy spodziewał się ekskluzywnego pachnidełka. O jakże projektant zagrał na nosie widzom, serwując woń pleśni! I to w jakiej formie: eleganckich, minimalistycznych saszetek w stylu retro, a na opakowaniu opis zapachu: „November – zapach przestrzeni starej kamienicy”…
Cracow Fashion Awards 2011. Źródło - własne. |
Mediolan, Paryż, … ŁÓDZ!
Ledwo co ochłonęliśmy po Cracow Fashion Awards 2011, a już należy analizować trendy po Polskim Tygodniu Mody „Fashion Philosophy” w Łodzi. Oczywiście gruntowną analizę zrobią za nas magazyny kobiece. I tak hitem Tygodnia Mody okazał się niejaki Maldoror, a raczej jego kolekcja inspirowana, jak piszę żurnale: grzechem. I pewnie o grzech chodzi, bo cała kolekcja aż kipi od przezroczystości, seksownych koronek, czerni i motywów kościelnych, przejawiających się w postaci szaty liturgicznej. Duet ZUO Corp. wziął na warsztat wydarzenia sprzed pałacu prezydenckiego i nie obyło się bez patriotycznego akcentu, jakim była narodowa flaga. To i tak nic, w porównaniu z inwencją twórczą domu mody Forget-me-not, który lansował look rodem z pływalni: czepki, okularki imitujące te do pływania. A inspiracją miała być podobna Katarzyna Kobro…
Pokazy mody w Łodzi na sezon jesień – zima, oprócz nazwy i oszronionego śniegiem plakatu nic wspólngo z ochroną przed chłodem nie miały. Modelki paradowały w samych rajtuzach, a na niejednym pokazie nawet bez butów. Cóż, może faktycznie efekt cieplarniany zrobi swoje…
Pokazy mody w Łodzi na sezon jesień – zima, oprócz nazwy i oszronionego śniegiem plakatu nic wspólngo z ochroną przed chłodem nie miały. Modelki paradowały w samych rajtuzach, a na niejednym pokazie nawet bez butów. Cóż, może faktycznie efekt cieplarniany zrobi swoje…
Eksperyment „Frankenstein”
28 maja w Nowohuckim Centrum Kultury odbyło się już po raz siedemnasty LABORATORIUM MODY. Miało być spektakularnie. Młodzi adepci kunsztu projektowania wzięli na warsztat surową bawełnianą tkaninę w naturalnym odcieniu. Nie zachwycili. Na pocieszenie można sobie powiedzieć, że przecież to dopiero (a może już!?) drugi rok, więc jeszcze trochę czasu zostało do obrony dyplomu i wyruszenia w świat z masą pomysłów. Drugi pokaz poświęcony był modzie rowerowej. I tu dopiero zaczęła się zabawa. Okazało się bowiem, że w szyku rowerowym bynajmniej nie chodzi o wygodę. Modelki ledwo co podołały przebrnięciu po wybiegu w szpilkach, że już nie wspomnę o zaprezentowanym bicycle chic – wszędzie można byłoby spróbować w tym wyjść, ale z pewnością odradzałabym wycieczkę rowerową. Chociaż? Szkoda, że pokaz nie odbywał się na dwukołowcach, przekonać by się można było przynajmniej o funkcjonalności garderoby…
Współcześnie mamy do czynienia z polifonicznością wzorów, asychnroniczością wprowadzania trendów i rezygnacją z utylitaryzmu. A pokazy mody (nie tylko te w Polsce) to scena, na której im dziwniej, tym lepiej i właściwie kolekcja uznana jest za "nowatorską", gdy mało kto rozumie jaka był jej koncept...
Czy naprawdę taka była Twoja Idea Modo?
Czy naprawdę taka była Twoja Idea Modo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz